Muzeum
Archeologiczne
strona główna
Muzeum Archeologiczne w Poznaniu
 


portal


Marek Lemiesz (Muzeum Archeologiczne w Poznaniu)



Profesor Lech Krzyżaniak (1940 - 2004).

Wspomnienie



       Był zawsze dynamicznym, pełnym energii człowiekiem. Pierwsze symptomy poważniejszych problemów zdrowotnych pojawiły się rok temu i chociaż dla całego otoczenia były kompletnym zaskoczeniem, nikt chyba nie mógł spodziewać się, że choroba tak nagle wyrwie Go spośród żywych. W maju zdecydował się na pobyt w szpitalu, gdzie miał poddać się rutynowemu zabiegowi chirurgicznemu. Z pracownikami poznańskiego Muzeum Archeologicznego, którego był wieloletnim dyrektorem, żegnał się na kilka zaledwie tygodni, do końca wydając dyspozycje i rozdzielając zadania...
       Kolejne serie badań potwierdziły jednak najgorsze obawy. Potem nastąpiły ostatnie tygodnie intensywnej opieki paliatywnej, gdy przy Jego łóżku bez przerwy czuwały trzy kobiety: żona, córka i bratanica. Odszedł 10 lipca 2004 roku, przeżywszy 64 lata. Pogrzeb na Cmentarzu Miłostowskim zgromadził setki ludzi, którzy przyszli pożegnać Go w ostatniej drodze - przyjaciół, współpracowników, uczniów, a także przedstawicieli władz miasta Poznania i środowiska naukowego z całego kraju... Tego dnia od rana trwała ulewa. Jednak w momencie, gdy kondukt ruszył cmentarną aleją, deszcz nagle umilkł, a zza chmur wychynęło słońce - silne, niczym na afrykańskim niebie, pod którym spędził sporą część swego życia...

*

       Lech Krzyżaniak urodził się 8 lutego 1940 r. w Wilkowie, niewielkiej wsi w powiecie szamotulskim, w rodzinie nauczyciela miejscowej szkoły. Wielkopolskie korzenie - wraz z całym wiążącym się z nimi bagażem uwarunkowań historyczno-kulturowych, stereotypów i przekazanych zapewne w genach cech charakteru typowego Poznaniaka - stanowiły dla Niego zawsze powód do autentycznej dumy, choć nie pozbawionej zdrowego dystansu i autoironicznej refleksji. Dzieciństwo, spędzone na wsi położonej nieopodal wspaniałych ostępów leśnych i słynnego rezerwatu Bytyńskie Brzęki, wpłynąć musiało na przemożną fascynację lasem i dziką naturą, której to pasji Profesor pozostanie wierny przez całe życie - już to jako badacz problematyki wpływu zmian środowiska przyrodniczego na funkcjonowanie prehistorycznych społeczności, już to jako zapalony myśliwy i aktywny członek koła łowieckiego, w którym dał się poznać jako autentyczny miłośnik leśnej flory i fauny, zaangażowany nie tylko w akcje odstrzałów chorej zwierzyny, ale i w jej dożywianie zimą czy ochronę przed działalnością kłusowników. W czasach studenckich miał drugą jeszcze pasję - motocykle. Po latach wspominał, iż ze swym przyjacielem, prof. Michałem Kobusiewiczem, kupili niegdyś dwa modele o tajemniczo dziś już brzmiących nazwach: WFM i WSK. I chociaż ponoć więcej czasu niż sama jazda pochłaniać miały ciągłe naprawy, fascynacji motoryzacją i samochodami terenowymi Profesor ulegać także będzie później, podczas swych wypraw po pustynnych bezdrożach.
       W 1957 r. Lech Krzyżaniak zdał egzamin maturalny w Liceum Ogólnokształcącym w Szamotułach, po czym wstąpił na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie studiował archeologię pod kierunkiem wybitnych poznańskich profesorów - prahistoryków: W. Koćki i J. Kostrzewskiego. Studia ukończył w 1962 r., broniąc magisterium poświęconego cmentarzysku kultury łużyckiej z przełomu epok brązu i żelaza w Biernatkach k. Śremu. Już wówczas zatrudniony był w poznańskim Muzeum Archeologicznym, z którym związało się całe jego życie zawodowe i gdzie przeszedł przez wszystkie szczeble zawodowe - od asystenta poprzez kustosza, docenta aż po fotel dyrektorski, który - w obliczu niezwykle skomplikowanej sytuacji - objął po W. Błaszczyku w roku 1982, powróciwszy - pomimo wahań - ze stypendium zagranicznego do objętego stanem wojennym kraju. Trzeba też podkreślić, iż cała kariera naukowa Lecha Krzyżaniaka, jeśli mierzyć ją stopniami naukowymi, należała chyba do najszybszych w dziejach naszej powojennej archeologii: w wieku 28 lat uzyskał doktorat nauk humanistycznych, przedstawiając na poznańskim uniwersytecie dysertację dot. obrządku pogrzebowego kultury pomorskiej. W 1975 był już doktorem habilitowanym, a w 1992, po przewodzie przeprowadzonym na Uniwersytecie Warszawskim, otrzymał profesurę w zakresie nauk humanistycznych.
       Tymczasem jednak jest początek lat 60-tych. W druku ukazują się pierwsze publikacje naukowe młodego magistra Krzyżaniaka, poświęcone głównie pradziejowym stanowiskom archeologicznym Wielkopolski. Jednocześnie jednak krystalizuje się wówczas drugi nurt Jego zainteresowań, których owocem stało się kilka artykułów dotyczących problematyki nader odległej: pradawnym kulturom Ameryki Środkowej i Południowej. Jak twierdził później sam Profesor, wszystko zacząć się miało od recenzji rosyjskiej pracy "Isskustwo driewniej Ameriki" R.W. Kindżałowa. Fascynacja tak odległym terenem i mało wówczas popularną w Polsce tematyką z początku zawiodła Lecha Krzyżaniaka na... prywatne lekcje języka hiszpańskiego, a nieco później - przed oblicze nestora i twórcy polskiej szkoły archeologii śródziemnomorskiej, profesora Kazimierza Michałowskiego, który poważnie brał pod uwagę możliwość wystąpienia o zezwolenie na rozpoczęcie badań w Meksyku. Ponieważ jednak ówczesna sytuacja polityczna nie sprzyjała szybkiemu uruchomieniu projektu, profesor Michałowski postanowił tymczasem sprawdzić umiejętności poznańskiego naukowca nad Nilem. I tak oto, w zupełnie przypadkowy sposób, w końcu 1965 Lech Krzyżaniak pojawił się w Aleksandrii na Kom el-Dikka, rozpoczynając tym samym swą największą naukową - i osobistą zarazem - przygodę życia, ów "przewrotny romans z Afryką'', jak ją później będzie nazywać.
       W owym czasie archeologia klasyczna, wykorzystująca bardziej warsztat badawczy historii sztuki, dopiero zaczynała doceniać walory rozwiniętej przez prehistoryków metodyki eksploracyjnej. Natomiast debiutant wykazał się sporym doświadczeniem w prowadzeniu prac terenowych, toteż Michałowski postanowił dołączyć Go do zespołu działającego w Sudanie. Lech Krzyżaniak wziął udział w pierwszych, dziś już legendarnych kampaniach wykopaliskowych w Dongoli (sezony 1966/1967, 1970 i 1971). Przed paru latu, pracując w Stacji Archeologii Śródziemnomorskiej w Kairze, miałem sposobność porządkować archiwalne zdjęcia ze wspaniałych lat 60-tych - złotej epoki polskich badań nad Nilem. Natrafiłem wówczas również na stare, pożółkłe fotografie, wykonane przez członków owej pionierskiej ekspedycji dongolańskiej: poszarpane, wypłowiałe od słońca wojskowe namioty rozbite w szczerym polu (a właściwie - w pustyni), skromna wigilia pod imitującym choinkę akacjowym drzewkiem, archeolodzy na osiołkach, uwiecznieni w trakcie codziennej, kilkukilometrowej podróży na stanowisko i z powrotem... I nasuwa się nieodparte wrażenie, że oto miałem przed sobą klucz do zrozumienia tego, co w pełni zawładnęło duszą młodego poznańskiego archeologa, i co zwiąże Go silną i nierozerwalną nicią z Sudanem na resztę życia: urok i egzotyka tego fascynującego kraju, a przy tym niezwykła atmosfera wykopalisk, nie odbiegająca od tej z epoki Petriego czy Cartera, wreszcie nieograniczone możliwości badawcze, rysujące się w tak mało dotąd poznanym, peryferyjnym regionie świata starożytnego. W ponad 30 lat później, w roku 2002, Lech Krzyżaniak wraz z drugim "weteranem Sudanu", Stefanem Jakobielskim, stanie w Chartumie przed reprezentantem sudańskiego rządu, aby odebrać z jego rąk najwyższe odznaczenie przyznawane obcokrajowcom - Gwiazdę Dwóch Nilów II klasy. Czyż może zdziwić, iż ten właśnie egzotyczny order Profesor cenił najbardziej spośród wszystkich, jakimi w przeszłości Go odznaczono...
       U progu lat 70-tych pradzieje północno-wschodniej Afryki coraz częściej zaczynały pojawiać się w sferze zainteresowań polskich archeologów, głównie jednak poprzez pryzmat najstarszych kultur paleolitycznych. Natomiast Lech Krzyżaniak dostrzegł dla siebie szansę na efektywną działalność naukową, podejmując się badań nad cywilizacją Doliny Nilu w neolicie - epoce ze wszech miar kluczowej dla zrozumienia genezy uformowania się państwa pierwszych faraonów. Idea ta zyskała życzliwe poparcie ze strony profesora Michałowskiego i dzięki temu problematyka schyłku prehistorii Egiptu i Sudanu włączona została wkrótce jako jeden z priorytetów do programu badawczego Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej - instytucji powołanej w celu koordynacji polskich prac badawczych na Bliskim Wschodzie i w basenie Morza Śródziemnego.
       Rok 1972 stał się niewątpliwie przełomowym momentem dla Lecha Krzyżaniaka, który zdołał wtedy uzyskać od władz sudańskich koncesję na podjęcie prac wykopaliskowych w Kadero, ok. 20 km na północ od Chartumu. Właśnie w Kadero rozbłysła wielka gwiazda Krzyżaniaka - archeologa, otwierając mu drogę do międzynarodowej kariery. Czy o wyborze tego właśnie stanowiska zadecydowały wyniki sumiennie przeprowadzonej wstępnej prospekcji terenu czy też, przy okazji, odezwała się wówczas niezwykła intuicja badawcza?... Chociaż w jednej ze swych książek Profesor skromnie napisze: "...prace wykopaliskowe w Kadero umożliwiły mi rewizję niektórych tradycyjnych poglądów na najstarsze relacje historyczne południowej Nubii z Egiptem", bez przesady można przyznać, że odkrycie pozostałości osady i liczącego ponad 200 pochówków cmentarzyska z okresu neolitu chartumskiego (V tysiąclecie p.n.e.) rzuciło całkowicie nowe światło na początki formowania się struktur społecznych i proces kształtowania się lokalnych elit, a także na istotę przemian ekonomicznych, jakie doprowadziły do wprowadzenia rolnictwa i gospodarki hodowlanej nad Nilem. Dzięki zaś systematycznym, interdyscyplinarnym badaniom archeologicznym, antropologicznym, geomorfologicznym i paleobotanicznym Kadero stało się jednym z najgruntowniej przebadanych stanowisk prehistorycznych w całej Afryce.
       Drugą dziedziną działalności badawczej, jakiej bez reszty poświęcił się profesor Krzyżaniak, w ostatnich dwóch dekadach, było zagadnienie petroglifów - rytów naskalnych, pozostawionych przez dawnych mieszkańców rejonu wschodniej Sahary. Szczegółowa analiza tematyki przedstawień nie tylko pozwalała na rekonstrukcję wierzeń i kultury duchowej prehistorycznych społeczności, ale również dostarczały informacji na temat wpływu zmian klimatycznych na okoliczności udomowienia zwierząt hodowlanych. W 1981 Lech Krzyżaniak poprowadził niewielki rekonesans badawczy w rejonie słynnego z unikalnych petroglifów płaskowyżu Tassili w Algierii, zaś od 1986 rozpoczął regularną współpracę z kanadyjską ekspedycją działającą w oazie Dachla. Już pierwsze sezony potwierdziły przypuszczenia, iż licznie występujące w okolicy skaliste pionowe ściany zawierają tysiące zabytków sztuki naskalnej, wykonywanych na przestrzeni 10 tysięcy lat osadnictwa w tej największej z egipskich oaz - od wczesnego holocenu po czasy niemal współczesne. Badania nad ich chronologią i ikonografią uczyniły wkrótce prof. Krzyżaniaka jednym z najwybitniejszych ekspertów w tej dziedzinie. Praktycznie aż do końca właśnie między Kadero i Dachlę Profesor dzielił swój czas, spędzając listopadowo-grudniowe sezony badawcze na przemian na jednym lub drugim stanowisku. Konsekwentnie też od kilku już lat przygotowywał grupę młodych adeptów archeologii, głównie rekrutujących się spośród Jego byłych studentów, do samodzielnego przejęcia obu projektów.
       Z doświadczenia profesora Krzyżaniaka korzystały również wielokrotnie zagraniczne ekspedycje. W latach 1978-1990, jako tzw. field director, nadzorował prace terenowe monachijskiej misji badawczej w Minszat Abu Omar - na jednym z najbardziej znanych stanowisk z okresu predynastycznego (schyłek IV tysiąclecia p.n.e.) w Delcie Nilu. To właśnie podczas pobytu w Minszat Profesor poznał swą przyszłą żonę, Karlę Kroeper, z którą zwiążą Go zarówno uczucia, jak i wspólne pasje badawcze. Mniej natomiast znanym epizodem w karierze archeologicznej Lecha Krzyżaniaka jest jego udział w wykopaliskach American Research Center na innym jeszcze stanowisku egipskim - w Kom el-Hisn (sezony 1984-1988), gdzie odsłonięto pozostałości zabudowy miejskiej z czasów Starego Państwa.
       Profesor Krzyżaniak zaliczał się do starej, odchodzącej dziś już z wolna generacji, dla której ponad teoretyczne rozważania nad różnicą pomiędzy strukturalizmem a archeologią postprocesualną ważniejszy był solidny warsztat techniczny, sumienne dokumentowanie prac badawczych i elementarne umiejętności radzenia sobie w najprzeróżniejszych trudnych sytuacjach. Jeżeli zaakceptować stosowany czasem nieoficjalnie podział archeologów na "badaczy gabinetowych" i "terenowców", nie ulega wątpliwości, do którego gatunku należał On sam. Wrodzona natura trapera i podróżniczo-awanturnicza żyłka zawsze ciągnęły Go w teren, zwłaszcza w rejony dziewicze, tworzące kolejne, godne trudów wyzwania, a ekstremalne warunki bytowania zdawały się wręcz wzmagać Jego żywiołowość. Skłonność ta była u Niego tak przemożna, że nawet swe zimowe urlopy spędzał... uczestnicząc od 1994 roku w pracach wykopaliskowych w Naga'a w centralnym Sudanie, gdzie niemiecka ekipa archeologiczna odsłaniała wspaniały zespół budowli świątynnych i mieszkalnych z przełomu er - tzw. epoki meroickiej, gdy w północnym Sudanie panowała dynastia czarnoskórych faraonów. Pomimo, że Naga'a położona jest w środku skrajnie niegościnnej pustyni, z dala od osiedli ludzkich i dróg, nie chciał i nie mógł chyba odmówić - szefem projektu był jego wieloletni przyjaciel, profesor Dietrich Wildung - dyrektor berlińskiego Aegyptisches Museum, zaś małzonka bezpośrednio kierowała badaniami terenowymi.
       Nie sposób choćby najbardziej pobieżnie omówić 40-letniego dorobku naukowego profesora Lecha Krzyżaniaka. Opublikował prawie 220 artykułów w poważnych periodykach specjalistycznych bądź czasopismach popularnonaukowych. W zdecydowanej większości były to wydawnictwa o charakterze międzynarodowym, nie może więc dziwić, iż należał do czołówki najczęściej cytowanych za granicą polskich archeologów. Przede wszystkim jednak pozostanie znany jako autor trzech książek, do dziś stanowiących elementarne zarysy prehistorii północno-wschodniej Afryki: "Early Farming Cultures on the Lower Nile. The Predynastic Period in Egypt" (1977), "Egipt przed piramidami" (1980) oraz "Schyłek pradziejów w środkowym Sudanie" (1992). Ponadto, w latach 80-tych wydał, jako redaktor, pięć numerów rocznika "Fontes Archaeologici Posnanienses", a w ostatnim czasie współredagował też dwa obszerne katalogi wystaw: "Pradzieje Wielkopolski" (1999) oraz "Gazociąg pełen skarbów archeologicznych" (1998). Był wreszcie pomysłodawcą słynnych "żółtych zeszytów dymaczewskich" - serii "Studies in African Archaeology", w ramach której - wraz z żoną Karlą i prof. Michałem Kobusiewiczem, wydawał zbiory referatów i wystąpień prezentowanych przez uczestników siedmiu kolejnych sympozjów poświęconych archeologii Afryki i Bliskiego Wschodu, jakie cyklicznie organizowane były pod Jego kierownictwem w podpoznańśkich miejscowościach letniskowych (1980, 1984, 1988 i 1992 - Dymaczewo; 1997 - Kiekrz; 2000 - Puszczykowo), a wreszcie w samym Poznaniu (2003). Zarówno owe konferencje, jak i "Studies...", cieszyły się zasłużoną popularnością w środowisku badaczy z całego świata jako platforma do efektywnej dyskusji i rzeczowej wymiany aktualnych informacji badawczych.
       Lech Krzyżaniak był niezwykle aktywnym uczestnikiem międzynarodowego życia naukowego. Świadczyć o tym może choćby niezwykle długa lista imprez, w których wziął udział w ostatnich tylko latach życia: przewodniczył organizacji sympozjum "Building a Transcontinental Gas Pipeline and Rescuing the Oldest European Cultural Heritage" (Rada Europy, Strasburg, 1998) i niemiecko-polskiego seminarium "Bodendenkmalschutz in Mitteleuropa und Nord-Ost Afrika. Probleme und Perspektiven" (Berlin, 2002), przybliżał na forum zagranicznym problematykę polskiego muzealnictwa archeologicznego w referatach wygłoszonych na konferencjach "Perspectives of Archaeology and History Museums in the Treshhold of the 21st Century" (Mexico City, 1999), "Préhistoire et Musées en Europe" (Iserni, 1999) i "World Heritage Around the Baltic. A New Perspective" (EXPO, Hannower, 2000). Ponadto prezentował wyniki włąsnych badań nad pradziejami Sudanu i Egiptu w ramach kolokwium "Between the Nile and Sahara. 25 years of Polish-Canadian Exploration of the Nile Valley and Western Desert" (PAN, Warszawa, 2000), sympozjum "Aktuelle geowissenschaftliche und archaeologische Forschungen im Sudan" (Berlin, 2000), konferencji "Urban Landscape Dynamics and Resource Use: Multi-disciplinary Cooperation between Africa, Asia and Latin America" (Uppsala, 2003) i "4th Symposium on the Dakhleh Oasis Project" (Poznań, 2003), a także podczas XIV Kongresu Międzynarodowej Unii Nauk Pre- i Protohistorycznych (Liege, 2001).
       Ciesząc się zasłużoną opinią autorytetu tak naukowego, jak i etycznego, Profesor często powoływany był do różnorodnych gremiów - pełnił m.in. funkcję przewodniczącego Komisji nr 24 w Międzynarodowej Unii Nauk Pre- i Protohistorycznych, był przewodniczącym Rady Poznańskiego Towarzystwa Prehistorycznego, założycielem poznańskiej fundacji "Patrimonium", członkiem Komitetu Nauk Prahistorycznych PAN oraz Rady ds. Muzeów przy Ministrze Kultury. Przez wiele lat zasiadał w fotelu Przewodniczącego Rady Naukowej Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW, a wynikające z tej funkcji zadania wykonywał z niezwykłym poświęceniem. W uznaniu zasług dla muzealnictwa i badań archeologicznych na kilka miesięcy przed śmiercią profesor Krzyżaniak mianowany został przez władze UNESCO ekspertem ds. Muzeum Nubijskiego w Asuanie i nowopowstającego Muzeum Cywilizacji Egipskiej w Kairze.
       Przy wszystkich okazjach Profesor od razu zjednywał sobie sympatię dzięki bezpretensjonalnemu stylowi bycia, wrodzonemu poczuciu humoru i otwartości w relacjach z otoczeniem. Do tego był niezwykle szarmancki i ujmujący w kontaktach z płcią piękną, co okazywało się nierzadko nieocenione w relacjach z przedstawicielkami mediów czy urzędniczkami najprzeróżniejszych szczebli. Niewątpliwie bardzo przydatnym darem profesora Krzyżaniaka były też jego wyjątkowe zdolności językowe, przy czym - co szczególnie godne podziwu - był w dużym stopniu poliglotą-samoukiem, jako że opanowawszy któryś z języków obcych, dalej doskonalił swe umiejętności zupełnie samodzielnie, prowadząc konwersacje, słuchając radia czy czytając książki beletrystyczne. Poza płynną znajomością angielskiego i niemieckiego, mógł też pochwalić się biegłym opanowaniem francuskiego, hiszpańskiego, a także sudańskiego dialektu języka arabskiego, w którym zdarzało mu się nawet... udzielać wywiadów radiowych. Jego kontakty towarzyskie, przyjaźnie i znajomości pod każdą szerokością geograficzną stały się wręcz legendarne. Naocznie miałem okazję przekonać się o tym kilka lat temu podczas pobytu stypendialnego w Wielkiej Brytanii, gdy Jego nazwisko otwierało właściwie wszystkie drzwi, od instytucji tak szacownych jak British Museum czy uniwersytet w Cambridge po prowincjonalne muzea Szkocji.
       Chociaż - z charakterystyczną dla swego poczucia humoru kokieterią i prowokacyjną przewrotnością - Profesor wielokrotnie zarzekał się, iż, będąc synem wiejskiego nauczyciela, niejako genetycznie obciążony jest niechęcią do wszelkiej dydaktyki, był regularnie zapraszany w charakterze visiting professor przez liczne uczelnie zagraniczne, m.in. do St. John's College w Cambridge (1985), na uniwersytety w Calgary (1989) i w Berlinie (1992), a w 1994 roku odbył cykl wykładów gościnnych w Stanach Zjednoczonych. Ponadto, nieprzerwanie od połowy lat 90-tych prowadził dla studentów poznańskiego uniwersytetu wykłady z prahistorii północnej Afryki. Cieszyły się one sporą popularnością wśród słuchaczy, których przyciągała nawet nie tyle perspektywa ewentualnego udziału w egzotycznych ekspedycjach wykopaliskowych, co przede wszystkim niezwykły styl przekazywania wiedzy, przypominający bardziej klimat opowieści podróżniczych niż nudnych zajęć akademickich. W tym czasie pod opieką profesora Krzyżaniaka powstało kilkanaście prac magisterskich, a ponadto promował On lub recenzował również kilka przewodów doktorskich, przygotowanych w Poznaniu, Warszawie i Krakowie. Pierwsza generacja Jego "naukowych wychowanków" dziś już całkowicie samodzielnie prowadzi nierzadko spektakularną działalność badawczą, czego dowodem może być wspólny, poznańsko-krakowski projekt terenowy realizowany na stanowisku predynastycznym w miejscowości Tell el-Farcha w Delcie Nilu.
       Całkowicie odrębnym aspektem działalności prof. Krzyżaniaka, wynikającym z jego wieloletnich doświadczeń czynnego muzealnika, były zrealizowane przezeń ekspozycje. Wśród nich były zarówno nieduże wystawy czasowe sprzed lat ("Polskie badania archeologiczne na Bliskim Wschodzie i w basenie Morza Czarnego" - 1969; "Cypr starożytny" - 1969; "Człowiek w sztuce greckiej" - 1971; "Epoka kamienia nad Nilem" - 1980; "Cypryjskie starożytności" - 1988), jak i większe projekty ekspozycyjne o charakterze międzynarodowym, wśród których wymienić należy przede wszystkim dwa: "Gazociąg pełen skarbów" (Strasburg, 1998) i "Rescuing Sudan's Oldest Cultural Heritage: Fourty Years of Co-operation in Archaeology Between the Sudan and Poland" (Chartum, 2002). W ostatnim dziesięcioleciu mieszkańcy Poznania zawdzięczali Profesorowi serię spektakularnych, na miarę europejską przygotowanych wydarzeń muzealnych, które w roku 1995 otworzył niebywały sukces frekwencyjny wystawy ze zbiorów berlińskiego Muzeum Egipskiego p.t. "Bogowie, groby i mumie: droga do wieczności w starożytnym Egipcie". W ślad za nią poszły kolejne realizacje, w których Profesor nie obawiał się nawet dosyć odważnych i nowatorskich rozwiązań. Przykładem może być nowa, otwarta w 1997 roku stała ekspozycja poświęcona Wielkopolsce w pradziejach, w której formułę komunikacji przystosowano do wymogów odbioru przez współczesną generację młodzieży, eliminując do minimum rolę tekstu na rzecz wizualnego przekazu treści edukacyjnych (koncepcja ta streszczała się chyba najpełniej w tytule wykładu, wygłoszonego w Lizbonie podczas VI Konferencji Europejskiego Stowarzyszenia Archeologów: "Od mentalności gablotowej do multimedialnej").
       Ale największym marzeniem Profesora, dojrzewającym zapewne od wielu lat, było otwarcie w Muzeum Archeologicznym stałej galerii, prezentującej bezcenne dzieła sztuki starożytnej. Pomysł, choć wielu nieżyczliwym sceptykom wydawał się nie tylko nierealny, ale wręcz niedorzeczny z uwagi na spodziewane spiętrzenie przeszkód natury organizacyjnej i finansowej, stał się dla Niego prawdziwym wyzwaniem życiowym. Z typowym dla Poznaniaka uporem w dążeniu do raz obranego celu dopiął wreszcie swego w 1998 roku, gdy - w dużej mierze dzięki swym prywatnym kontaktom z dyrektorami Muzeum Egipskiego w Berlinie oraz Państwowego Muzeum Sztuki Egipskiej w Monachium - otwarto w Poznaniu galerię "Śmierć i życie w starożytnym Egipcie". Stworzyło ją 125 wysokiej klasy obiektów, wypożyczonych ze zbiorów niemieckich, które ilustrowały wybrane aspekty dawnej egipskiej cywilizacji. Tę niezwykłą kolekcję uzupełnił w kilka lat później niecodzienny depozyt: granitowy obelisk faraona Ramzesa II z Tell Atrib, który obecnie zdobi dziedziniec muzeum przy Wodnej, stając się z wolna w powszechnej świadomości jednym z popularnych symboli życia kulturalnego miasta.
       Do godnego ukoronowania pełnej wizji Profesora brakowało jeszcze tylko zabytków ilustrujących ponad 6000 lat dziejów starożytnej Nubii - i znów, dzięki niezwykłej determinacji, cel został osiągnięty z wielką klasą: zasadniczym trzonem udostępnionej przez nas zwiedzającym w ubiegłym roku nowej ekspozycji stałej "Archeologia Sudanu" jest unikalny zbiór 50 obiektów najwyższej kategorii, ofiarowanych specjalnie na tę okazję przez dyrekcję Muzeum Narodowego w Chartumie - jako wyraz uznania dla zasług profesora Krzyżaniaka dla badań nad sudańską przeszłością. Perypetie, jakie podczas powstawania tej ekspozycji musiał pokonywać Profesor, najdobitniej chyba świadczą o jego talentach organizatorskich - wystarczy wspomnieć, iż wypożyczone przez sudańskich kolegów zabytki dotarły do Poznania... zaledwie na kilka dni przed otwarciem, a pomimo tego opóźnienia wszystkie prace odbywać się musiały zgodnie z wcześniej założonym harmonogramem.

*

       Pamiętam moje pierwsze osobiste z Nim spotkanie. Jako student archeologii miałem wówczas okazję pomagać w przygotowaniach do otwarcia wystawy "Bogowie, groby, mumie...": oto słynny badacz Afryki, utytułowany dyrektor jednego z największych w kraju muzeów pojawił się w rozchełstanej koszuli z zawiniętymi rękawami i młotkiem w ręku, uwijając się wśród montujących gabloty robotników. Taki właśnie był na co dzień - aktywny i nie potrafiący bezczynnie siedzieć za kierowniczym biurkiem. W pracę wkładał całą swą energię, a Muzeum traktował jak drugi dom. Mieszkając jeszcze na poznańskiej starówce, po całym dniu dyrektorowania wracał do gmachu na Wodnej późnym popołudniem lub wieczorem, aby w spokoju popracować naukowo. Zdarzało się również, że spędzał tu noce, gdy sytuacja wymagała osobistego nadzoru nad pracami przy szczególnie ważnych ekspozycjach czy konferencjach. Z perspektywy czasu wydaje się, że jako przełożony był być może nawet zbyt wymagający dla siebie i za nadto pobłażliwy dla cudzych słabostek - każda, choćby najbardziej nawet umotywowana decyzja o udzieleniu nagany czy zwolnieniu przychodziła mu bardzo trudno i z wewnętrznymi oporami człowieka z natury dobrego. Zawsze starał się wydobywać ze swych podwładnych ich najlepsze cechy, inspirował, motywował do osiągnięć i zdobywania kolejnych stopni naukowych, "Dawał nam odczuć, że stać nas na więcej, niż myślimy, to wyzwalało w nas dodatkowe siły" - wspomina muzealny kurator, mgr Eliza Śmigielska, z którą Profesor współpracował przez ponad 30 lat. W badaniach pozwalał na swobodny i nieskrępowany rozwój w wybranym kierunku, ułatwiając przy tym kontakty zawodowe ze środowiskiem ogólnopolskim i zagranicznym oraz zapewniając dyskretną opiekę organizacyjną. Był otwarty na wszelkie nowatorstwo, zwłaszcza zaś doceniał znaczenie nowoczesnego zaplecza technicznego, dzięki czemu w krótkim czasie z Muzeum Archeologicznego w Poznaniu udało się uczynić jeden z przodujących dziś w Polsce ośrodków komputerowej dokumentacji badań archeologicznych, który uczestniczy w kilku dużych europejskich projektach z tej dziedziny.
       To oczywiste, że - nie mogąc pogodzić się z nieuchronnością tego, co wszak czeka kiedyś każdego z nas - zawsze odbierać będziemy śmierć bliskich nam ludzi jako zbyt wczesną i zbyt nieoczekiwaną. Ale w przypadku profesora Lecha Krzyżaniaka koniec ziemskiej wędrówki nie mógł nastąpić w bardziej - jeśli nie zabrzmi to zbyt surrealistycznie - nieodpowiednim momencie. Pozostawił przecież po sobie tyle przedsięwzięć, których nie zdąży już dokończyć - niezrealizowane plany wystawiennicze, nadzieje wiązane z przyznaniem koncesji na badania ratownicze w rejonie IV katarakty na Nilu czy wizję stworzenia w przyszłości poznańskiej szkoły prahistorii Afryki, której zalążek stanowić miało środowisko młodych badaczy skupione wokół Muzeum Archeologicznego i oddziału PAN-u. Myślał o podręczniku archeologii Sudanu, a także - znów ta prowokacyjna przekora - o napisaniu wspomnień, w których odsłoniłby różne mało znane i co pikantniejsze szczegóły z dziejów polskiej archeologii śródziemnomorskiej... W ostatnich latach poświęcił się też idei przystosowania gmachu muzealnego do wymogów XXI wieku - w tym celu powstała nowoczesna sala konferencyjno-audiowizualna, a renesansowy dziedziniec poddany został renowacji i jednoczesnej adaptacji technicznej, która uczyniła z niego niepowtarzalną przestrzeń ekspozycyjną, "miejsce magiczne" - jak pisała lokalna prasa. W położonych niedaleko Poznania Skrzynkach pozostał budowany z wielkim zaangażowaniem dom, który po zakończeniu pracowitego życia zawodowego miał służyć Mu jako cudowna oaza spokoju na łonie natury i pustelnia, z której dyskretnie nadzorować mógłby kontynuację swych planów, już w wykonaniu następców.
       Wszystko, czego dokonał w życiu, stawia Go w rzędzie najwybitniejszych osobowości w dziejach polskiej archeologii. Niestety, odszedł bezpowrotnie, a mury poznańskiego Muzeum Archeologicznego długo jeszcze wypełniać będzie pustka po Nim...




strona główna   do góry    

© Muzeum Archeologiczne w Poznaniu